poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Farmio - jaja wolne od GMO

fot. materiały prasowe farmio.com
Jako biotechnolog (po tych słowach zatwardziali ekolodzy opuszczają bloga, choć wcale nie jestem GMO-aktywistą) za jaja wolne od GMO od firmy Farmio wręcz musiałem się zabrać w pierwszej kolejności. Jak tu bowiem nie zająć się produktem firmy, która jako pierwsza na taką skalę próbuje spieniężyć panikę wokół organizmów genetycznie modyfikowanych?

Zacznijmy jednak od początku, czyli od tego, co mówi Farmio ustami swojsko wyglądającej aktorki o promiennym babcinym uśmiechu.

Babcia z reklamy to idealny mariaż tradycjonalistki (zapewne jada tylko własne produkty) i wielbicielki nowych technologii. Wie co nieco o GMO, nie straszy, nie wymachuje transparentami, ale swoim kurom GMO by nie dała. Nawet osoby takie jak ja, mające z modyfikacjami genetycznymi sporo do czynienia, nie uważają jej za oszołoma. Oszołoma, który "gejemo" obarcza winą za całe zło świata, nie mając bladego pojęcia o tym, że to dzięki GMO olbrzymie rzesze cukrzyków od kilkudziesięciu lat dostają bezpieczną i czystą insulinę. Rozłóżmy reklamę i produkty Farmio na czynniki pierwsze...


Żeby nie było wątpliwości - to, że Farmio daje wybór konsumentom, którzy do GMO podchodzą ostrożnie lub panicznie (na pytanie "Czy jadł Pan dziś jakieś geny?" zakładam w Polsce 90% odpowiedzi przeczących), nie jest niczym złym. Klip w telewizji to jednak najłagodniejsze potraktowanie GMO ze wszystkich kanałów komunikacji firmy z potencjalnymi klientami. Demonizowanie GMO zaczyna się dopiero w drugim filmie zamieszczonym na kanale Farmio w serwisie Youtube (którym jest wykład o szkodliwości GMO pana Jeffrey'a M. Smitha). Pan Smith jest nazywanym największym guru od GMO przez wiele kompanii sprzedających modne ostatnio produkty "ekologiczne" i "organiczne" (jak powszechnie wiadomo, inne warzywka zbudowane są ze związków nieorganicznych, najczęściej plastiku). Nasz ekspert studiował jednak tylko zarządzanie na tajemniczym Uniwersytecie Maharishi (znanym ze stosowania medytacji transcendentalnej w toku nauczania, szkolenia z lewitacji, zajęć z jasnowidzenia i odwracania procesów starzenia, patrz sekcja Czytaj więcej) oraz przewodził grupie tancerzy swinga Swingphoria. O GMO zaczął się wypowiadać niedługo po tym, jak postanowił zostać autorem książek na temat zdrowego odżywiania.

Mgliste zarzuty na temat szkodliwości GMO pojawiają się też na samej stronie Farmio, na której (m.in. w quizie na temat GMO) możemy dowiedzieć się że "Jest jednak wiele doniesień opartych na badaniach zwierząt laboratoryjnych, które potwierdzają niekorzystne działanie pokarmów transgenicznych". Szkoda, że nie pojawiają się źródła tychże. Zapewne chodzi bowiem o badania prof. Seraliniego, który od lat żyje z wydawania książek anty-GMO i sponsoringu ze strony Greenpeace. Głośne badania (link do oryginalnej publikacji) pana profesora zostały właściwie zrównane z ziemią przez kilkanaście niezależnych instytucji naukowych i wielu profesorów (oczywiście powodując reakcję pt."wszystkim płaci Monsanto"). Seralini bowiem udowodnił jedynie że szczury Sprague Dawley chorują na starość na nowotwory (co wiadomo od dawna). Po więcej informacji odsyłam do sekcji Czytaj więcej.

Co do samej firmy: mylą się Ci, którzy twierdzą, że Farmio to sieć gospodarstw hodowlanych z radosnymi kurkami biegającymi po podwórkach. Ze strony dowiemy się tylko że Farmio zarejestrowana jest w sądzie w Warszawie, bazy KRS ujawniają siedzibę spółki przy Rondzie ONZ w Warszawie. Spółka zawiązana w roku 2011 ma w ofercie głównie jajka wolne od GMO, ale z chowu klatkowego "produkowane" przez współpracujące z nią fermy (opakowanie takich jaj zresztą widać w reklamie). Na stronie fanów Farmio znajdziemy informacje o tym, że:
Chów klatkowy ma swoje zalety. Chów klatkowy jest najbardziej higieniczny i najmniej narażony na ryzyko skażenia jaj, zapewnia najwyższą jakość zdrowotną jaj ze względu na kontrolowane, optymalne żywienie kur i izolację od zewnętrznych czynników chorobotwórczych. Jajo klatkowe nie styka się z odchodami kur, po pochyłej podłodze klatki stacza się na taśmę, a za jej pośrednictwem bezpośrednio do sortowni, gdzie segregowane jest na klasy wagowe i umieszczane w opakowaniach.
Ponadto, liczne badania naukowe prowadzone w Polsce i na świecie potwierdziły, że jakość, wartości odżywcze i smak jaj zależą przede wszystkim od odpowiedniego żywienia kur, dalej od pozostałych czynników.
Biorąc pod uwagę brak dowodów na szkodliwość GMO dla ludzi (co nawet Farmio przyznaje w jednym jedynym miejscu na stronie, zaraz przypominając o doniesieniach o rzekomej szkodliwości) oraz to, że "gieny" zawiera też (o zgrozo!) hodowana w zagrodzie wujka Stasia świnka, całość podsumowuję jako sprytnie skrojoną kampanię nastawioną na niewyedukowanych i wystraszonych propagandą klientów.

Sam oczywiście nie zamierzam od GMO stronić, ponieważ nawet gen oporności na glifosat czy gen toksyny Bt zostaną w moim układzie pokarmowym rozłożone na dokładnie takie same części składowe jak geny kukurydzy, którą ktoś stransformował (zapewniam Was, ze jadłem kukurydzę wiele razy i nadal nie wytwarzam kolb na głowie). Nie zamierzam też wydawać dodatkowych pieniędzy na jaja wolne od GMO, w czasach kiedy olbrzymia większość lecytyny sojowej* pochodzi z soi GMO właśnie.

Aktualizacja:
Jaja Farmio jeszcze w marcu były dostępne pod mylącą nazwą BjoBjo, jednak po protestach osób, które zasugerowały obecność w opakowaniu jajek z chowu ekologicznego (oraz po publikacji Piotra Mączyńskiego) nazwę produktu zmieniono. Nie jest to więc pierwsza zagrywka dzięki której producenci farmio złoto.
_________________
*o lecytynie jako dodatku do żywności w jednym z kolejnych wpisów

Przy okazji zachęcam do sprawdzania pierwszej cyfry na pieczątce znajdującej się na jajku. Nie raz spotkałem się ze sprzedażą "wiejskich jajek" z chowu klatkowego na targowisku. Pierwsza cyfra pieczątki na jajku oznacza:

  • 0 - chów ekologiczny
  • 1 - chów z wolnym wybiegiem
  • 2 - chów ściółkowy
  • 3 - chów klatkowy

Czytaj więcej: