środa, 15 lipca 2015

Chleb marketowy smaczny i zdrowy (+przepis na chleb na młócie)

Ci, którzy pamiętają chleb pieczony w domu przez babcię, doskonale zdają sobie sprawę z trudności z dostanie w sklepie jadalnego pieczywa. Nieliczni mają to szczęście, że w okolicy działa jakaś niewielka piekarenka z prawdziwego zdarzenia. Nie mówię o "piekarniach" będących jedynie punktami sprzedaży chleba z zakładów masowo produkujących pseudochleb o paskudnym smaku i podejrzanie długim składzie, ani o automatach do błyskawicznego "odpieku" (taki piękny termin widziałem w Żabce, pewnie nie mogą pisać o pieczeniu, ciekawe kiedy terminu "odpiek" zacznie używać Lidl, Biedronka i Polo Market).
"Świeży odpiek" w Żabce
Olbrzymia większość skazana jest jednak na produkty z marketów (wypiekane na miejscu lub przygotowywane przez zakłady nastawione na wydajność). Skład takiego chlebka z reguły wzbogacony jest o tłuszcze roślinne, estry kwasów tłuszczowych i dodatkowe spulchniacze (bo same drożdże nie są w stanie wyprodukować takiej pięknej waty). Dlatego dziś podrzucę Wam przepis na bochenek, który widzicie na zdjęciu powyżej).

Powyższy dokument na pewno warto obejrzeć dla zobrazowania skali zjawiska i kilku ciekawych ujęć z przemysłowej piekarni. Profesjonalizmu pani reporter jednak nie uświadczymy, a ekstrakt słodowy (czyli woda z cukrami z ziarna jęczmienia lub pszenicy na różnych etapach trawienia przez enzymy zawarte w ziarnie) jest pyszny i w 100% naturalny!


Warunkiem sukcesu jest dostęp do młóta pozostałego po zacieraniu w procesie tworzenia piwa domowego). Jako piwowar domowy, mam do młóta dość dobre dojście :) (a warzenie różnych piw z różnych surowców sprawia, ze każda kolejna partia chleba jest nieco inna od poprzedniej). Ponieważ młóta powstaje w procesie całkiem sporo, polecam uderzanie do znajomych piwowarów w celu podebrania odrobiny surowca zanim nadmiar wyrzucą (ciężko zmieścić 5 kg mokrych ziaren w zamrażalniku lub upiec 40 bochenków w ciągu jednego dnia :P). W najbliższym czasie puszczę też przepis na bułki pszenne na zakwasie (bez młóta), bo wychodzą świetnie i są proste do przygotowania.

Chleb z młótem po produkcji piwa
  • 250 g mokrego młóta
  • 750 g mąki pszennej (typ 650 w zupełności wystarczy, młóto zrobi swoje)
  • 2 łyżki soli
  • 1/2 kostki drożdży
  • wody właściwie nie potrzeba ;)
Całą zabawę zaczynamy od obudzenia drożdży - 1/2 kostki pakujemy do 1/2 szklanki wody w dużym kubku*, porządnie mieszamy, dodajemy szczyptę soli, łyżeczkę mąki i 2 łyżki cukru* (*jeśli mamy odrobinę brzeczki przed chmieleniem, zastępujemy cukier i wodę brzeczką). Żeby stworzyć pozory zaawansowanego przepisu, wrzucamy drożdżom jeszcze łyżkę młóta (a niech mają). Drożdże zostawiamy w temperaturze pokojowej na min. 30 minut (chyba że wcześniej piana wylezie z kubka). W tym czasie dokładnie mieszamy młóto z mąką i solą. Potem wysypujemy całość na stół/stolnicę i porcjami dolewamy drożdże, każdą porcję porządnie wkomponowując w ciasto. Po dodaniu całości właściwie nie potrzeba już więcej wody, pozostaje porządnie wyrobić ciasto (na koniec powinno mieć konsystencję jędrnego pośladka). Ciasto przekładamy do formy (tzw. keksówka zmieści bez problemu kilogram naszego wypieku) delikatnie wysmarowanej masłem i obsypanej mąką, żeby nasz pośladek nie przywarł do blachy. Zostawiamy do wyrośnięcia na min. pół godziny. Pieczenie (bez termoobiegu, na dole piekarnika lub jedną pólkę wyżej) robimy w trzech etapach:
  • 20 min w 200°C
  • 20 min w 175°C
  • 20 min w 150°C
Na koniec wyjmujemy chleb, wytrząsamy delikatnie z formy i wkładamy do stygnącego piekarnika, żeby delikatnie wysechł od spodu (ze skorupką z każdej strony dużo łatwiej skubańca pokroić). Chleb jest świeży przez dobrych kilka dni (zdarzyło mi się konsumować zapomnianą końcówkę po tygodniu) a dwie kromki potrafią zapchać nawet takiego byka jak ja :P.

Czytaj więcej: