niedziela, 11 października 2015

Wzmacniacze smaku i aromatu (E600-E699)

Chyba najciekawsza partia dodatków. Wszak powstała tylko i wyłącznie po to, by wprowadzić konsumenta w błąd w kwestii smaku produktu. Ponieważ coraz wydajniejsze metody produkcji np. wędlin bardzo często nie są w stanie funkcjonować bez polepszaczy smaku, związki na poniższej liście możecie spotkać w żywności częściej niż to się wydaje. Większość z nich jest substancjami obecnymi w mięsie i decydującym o jego smaku, więc nie stanowi wielkiego zagrożenia dla zdrowia człowieka. Wątpliwości natury etycznej pozostają jednak niezmienione.


Nazwa Opis, zastosowanie, uwagi
E620
E621
E622
E623
E624
E625
Kwas glutaminowy
Glutaminian monosodu
Glutaminian monopotasu
Diglutaminian wapnia
Glutaminian monoamonu
Diglutaminian magnezu
Kwas glutaminowy i jego sole to najszerzej rozpowszechnione dodatki wzmacniające smak i aromat potraw. Odpowiada za smak "umami", utożsamiany ze smakiem mięsnym lub grzybowym. Kwas glutaminowy, jako jeden z aminokwasów budujących białka, nie stanowi dla organizmu niczego nietypowego, chociaż zażywanie w bardzo dużych ilościach może wpływać na przekaźnictwo nerwowe (kwas glutaminowy jest neuroprzekaźnikiem) i powodować migreny lub nadmierną potliwość. Początkowo otrzymywany z wysokobiałkowych wodorostów, obecnie powstaje na drodze fermentacji przez bakterie lub drożdże. Generalnie bezpieczny, choc używany do produkcji "kotletów bardziej mięsnych od mięsa" mimo zawartości 50% białka sojowego i skrobi ziemniaczanej. Uważany jako bezpieczny, także dla wegetarian i wegan (technologie otrzymywania z mięsa produktu umożliwiającego ograniczenie użycia mięsa w potrawie nie mają racji bytu).
E626
E627
E628
E629
Kwas guanylowy
Guanylan disodu
Guanylan dipotasu
Guanylan wapnia
Czyli nukleotyd guaninowy i jego sole. Kolejny dodatek poprawiający smak potraw, kolejny zupełnie bezpieczny dla każdego. Mamy go pod dostatkiem w naszym DNA i RNA, zjadamy spore ilości jedząc każdy pokarm roślinny i zwierzęcy, więc zwyczajnie zostanie rozłożony. Pozyskiwany najczęściej z suszonych wodorostów, jednak nie można wykluczyć ryb jako jego źródła (weganie i wegetarianie mogą więc podchodzić do niego z rezerwą).
E630
E631
E632
E633
Kwas inozynowy
Inozynian disodu
Inozynian dipotasu
Inozynian wapnia
Kolejne nieszkodliwy element szlaku biosyntezy nukleotydów i jego sole. W wysokich stężeniach w rybach i mięsie. Obecnie, z racji na dużo lepszą wydajność produkcji, otrzymywany w wyniku fermentacji przez bakterie i drożdże, ale ostrożniejsi wegetarianie i weganie mogą go unikać, bo może być nadal pozyskiwany z mięsa lub ryb (rachunek ekonomiczny wskazuje jednak na przestawienie się producentów na metody biotechnologiczne). 
E634
E635
5′-Rybonukleotydy wapnia
5′-Rybonukleotydy disodu
E534 i 635 to zwyczajnie sole składowych kwasu rybonukleinowego (RNA), w każdej żywej komórce rybonukleotydy są "obrabiane" na bieżąco. Nie ma więc najmniejszych obaw o ich szkodliwość. Ponieważ, tak jak dwie powyższe serie dodatków, mogą być pozyskiwane zarówno z mięsa, ryb, jak i na drodze fermentacji, weganie i wegetarianie mogą chcieć ich unikać.
E636
E637
Maltol
Etylomaltol
Według nomenklatury unijnej nie jest dodatkiem do żywności ale aromatem, w związku z tym zniknął z listy "E". Warto jednak o nich wspomnieć. Mniej znane związki wzmacniające smak pochodzenia roślinnego. Mimo nazwy kojarzącej się ze słodem, maltol jest izolowany z drewna modrzewia lub igieł sosnowych. Zarówno czysty maltol jak i jego etylowana pochodna mają słodki zapach, dlatego używane są w cukiernictwie oraz do poprawy zapachu świeżego chleba w marketowych wynalazkach pieczywopodobnych.
E640 Glicyna i jej sól sodowa Najprostszy spośród aminokwasów budujących nasze ciało (stanowi 7,2% aminokwasów w białkach i aż 30% aminokwasów w kolagenie). Zupełnie nieszkodliwy. Ponieważ najłatwiej otrzymać ją z żelatyny, nie jest odpowiednia dla wegan i wegetarian.
E650 Octan cynku Mało popularna sól kwasu octowego służąca do poprawy smaku. Pojawia się w gumach do żucia, gdzie wzmaga efekt odświeżenia. W dużych ilościach może powodować nudności (ale podejrzewam że zużycie w krótkim czasie opakowania zbiorczego gumy do żucia nikomu nie przychodzi do głowy).

W ramach dodatku dorzucam zdjęcie polędwicy sopockiej z Morlin z rozbrajająco szczerym komunikatem "Polędwica wieprzowa wędzona parzona z dodaną wodą". Zapewne taka nazwa spowodowana jest zmianą regulacji prawnych, bo kto chciałby się chwalić nastrzykiwaniem mięsa dla zwiększenia masy? Jak już pisałem na łamach Facebooka, żeby schować te 18% wody, wystarczy nieco soli, białko sojowe, stabilizatory oraz białko kolagenowe (czyli odzyskane ze skóry i ścięgien). Smutnych dożyliśmy czasów, skoro producent chwali się 82% mięsa w mięsie (tak, są wędliny, które zawierają go mniej niż połowę).




Czytaj więcej:

środa, 15 lipca 2015

Chleb marketowy smaczny i zdrowy (+przepis na chleb na młócie)

Ci, którzy pamiętają chleb pieczony w domu przez babcię, doskonale zdają sobie sprawę z trudności z dostanie w sklepie jadalnego pieczywa. Nieliczni mają to szczęście, że w okolicy działa jakaś niewielka piekarenka z prawdziwego zdarzenia. Nie mówię o "piekarniach" będących jedynie punktami sprzedaży chleba z zakładów masowo produkujących pseudochleb o paskudnym smaku i podejrzanie długim składzie, ani o automatach do błyskawicznego "odpieku" (taki piękny termin widziałem w Żabce, pewnie nie mogą pisać o pieczeniu, ciekawe kiedy terminu "odpiek" zacznie używać Lidl, Biedronka i Polo Market).
"Świeży odpiek" w Żabce
Olbrzymia większość skazana jest jednak na produkty z marketów (wypiekane na miejscu lub przygotowywane przez zakłady nastawione na wydajność). Skład takiego chlebka z reguły wzbogacony jest o tłuszcze roślinne, estry kwasów tłuszczowych i dodatkowe spulchniacze (bo same drożdże nie są w stanie wyprodukować takiej pięknej waty). Dlatego dziś podrzucę Wam przepis na bochenek, który widzicie na zdjęciu powyżej).

Powyższy dokument na pewno warto obejrzeć dla zobrazowania skali zjawiska i kilku ciekawych ujęć z przemysłowej piekarni. Profesjonalizmu pani reporter jednak nie uświadczymy, a ekstrakt słodowy (czyli woda z cukrami z ziarna jęczmienia lub pszenicy na różnych etapach trawienia przez enzymy zawarte w ziarnie) jest pyszny i w 100% naturalny!


Warunkiem sukcesu jest dostęp do młóta pozostałego po zacieraniu w procesie tworzenia piwa domowego). Jako piwowar domowy, mam do młóta dość dobre dojście :) (a warzenie różnych piw z różnych surowców sprawia, ze każda kolejna partia chleba jest nieco inna od poprzedniej). Ponieważ młóta powstaje w procesie całkiem sporo, polecam uderzanie do znajomych piwowarów w celu podebrania odrobiny surowca zanim nadmiar wyrzucą (ciężko zmieścić 5 kg mokrych ziaren w zamrażalniku lub upiec 40 bochenków w ciągu jednego dnia :P). W najbliższym czasie puszczę też przepis na bułki pszenne na zakwasie (bez młóta), bo wychodzą świetnie i są proste do przygotowania.

Chleb z młótem po produkcji piwa
  • 250 g mokrego młóta
  • 750 g mąki pszennej (typ 650 w zupełności wystarczy, młóto zrobi swoje)
  • 2 łyżki soli
  • 1/2 kostki drożdży
  • wody właściwie nie potrzeba ;)
Całą zabawę zaczynamy od obudzenia drożdży - 1/2 kostki pakujemy do 1/2 szklanki wody w dużym kubku*, porządnie mieszamy, dodajemy szczyptę soli, łyżeczkę mąki i 2 łyżki cukru* (*jeśli mamy odrobinę brzeczki przed chmieleniem, zastępujemy cukier i wodę brzeczką). Żeby stworzyć pozory zaawansowanego przepisu, wrzucamy drożdżom jeszcze łyżkę młóta (a niech mają). Drożdże zostawiamy w temperaturze pokojowej na min. 30 minut (chyba że wcześniej piana wylezie z kubka). W tym czasie dokładnie mieszamy młóto z mąką i solą. Potem wysypujemy całość na stół/stolnicę i porcjami dolewamy drożdże, każdą porcję porządnie wkomponowując w ciasto. Po dodaniu całości właściwie nie potrzeba już więcej wody, pozostaje porządnie wyrobić ciasto (na koniec powinno mieć konsystencję jędrnego pośladka). Ciasto przekładamy do formy (tzw. keksówka zmieści bez problemu kilogram naszego wypieku) delikatnie wysmarowanej masłem i obsypanej mąką, żeby nasz pośladek nie przywarł do blachy. Zostawiamy do wyrośnięcia na min. pół godziny. Pieczenie (bez termoobiegu, na dole piekarnika lub jedną pólkę wyżej) robimy w trzech etapach:
  • 20 min w 200°C
  • 20 min w 175°C
  • 20 min w 150°C
Na koniec wyjmujemy chleb, wytrząsamy delikatnie z formy i wkładamy do stygnącego piekarnika, żeby delikatnie wysechł od spodu (ze skorupką z każdej strony dużo łatwiej skubańca pokroić). Chleb jest świeży przez dobrych kilka dni (zdarzyło mi się konsumować zapomnianą końcówkę po tygodniu) a dwie kromki potrafią zapchać nawet takiego byka jak ja :P.

Czytaj więcej:

wtorek, 10 marca 2015

Regulatory pH i spulchniacze (E500-E599)


Konstruowanie kompletnej tabeli dodatków spożywczych to właściwie praca na pełen etat, ale obiecałem (sobie i Wam) że póki nie skończę spisu do którego zawsze będę się odnosił, nie zacznę opisywać poszczególnych produktów oraz powstrzymam się (poza paroma rażącymi przykładami) od komentowania strategii marketingowych producentów żywności. Aby móc szybko wytoczyć działa, prezentuję kolejną porcję zestawienia. Tym razem bierzemy na warsztat składniki z zakresu E500-E599, czyli głównie regulatory pH i środki spulchniające. Jak nietrudno się domyślić, więcej zastrzeżeń ze strony konsumenta mogą budzić te drugie, mające niemały udział w produkcji olbrzymich bochenków marketowego chleba o masie ledwie 400 gram i konsystencji waty cukrowej.


Nazwa Opis, zastosowanie, uwagi
E500a
E500b
E500c
Węglany sodu: (i) węglan sodu (ii) wodorowęglan sodu (iii) wodorodiwęglan trisodu Popularna "soda oczyszczona" to E500b (wodorowęglan sodu). W reakcji z kwasami lub pod wpływem wysokiej temperatury rozkłada się z wydzieleniem dwutlenku węgla. E500a służy głównie do zastosowań przemysłowych, ale małe dawki dopuszczone są do buforowania pH środków spożywczych.
E501a
E501b
Węglany potasu: (i) węglan potasu (ii) wodorowęglan potasu Środki do regulacji pH oraz (E501b) do leczenia nadkwasoty.
E503a
E503b
E504a
E504b
E505
Węglany amonu: (i) węglan amonu (ii) wodorowęglan amonu

Węglany magnezu: (i) węglan magnezu (ii) wodorowęglan magnezu

Węglan żelaza
Regulatory kwasowości, węglan magnezu i wodorowęglan magnezu dodatkowo mają właściwości przeciwzbrylające. Wodorowęglan amonu (popularny "amoniak spożywczy/do pieczenia") jest jednak dodatkiem dyskusyjnym, z racji wydzielania przy rozkładzie amoniaku, silnie trującego przy dość niskich stężeniach (tak, ciastka "amoniaczki" w czasie pieczenia, kiedy wodorowęglam amonu rozkładając się wydziela amoniak, wodę i dwutlenek węgla, nie należą do najlepszych słodyczy do podglądania w piekarniku).
E507 Kwas chlorowodorowy (kwas solny) Mocny kwas nieorganiczny, najważniejszy składnik kwasu żołądkowego. W stosowanych stężeniach całkowicie bezpieczny. Pojawia się jako regulator kwasowości w produktach mlecznych.
E508 Chlorek potasu Sól potasowa kwasu solnego. Regulator kwasowości i składnik leków na niedobory potasu. Podawany dożylnie w dużej dawce jest składnikiem tzw. "lethal injection" - zastrzyku stosowanego do wykonywania kary śmierci w USA. Zatrzymuje akcję serca w fazie rozkurczu.
E509 Chlorek wapnia Niegroźny regulator kwasowości, stabilizator i emulgator. Silnie higroskopijny, bezwodny pozostawiony na powietrzu jest w stanie nie tylko przejść do heksahydratu... Pozostawienie go w otwartym pojemniku zakończy się otrzymaniem roztworu wodnego. Stosowany w leczeniu niedoborów wapnia, jako składnik soli drogowej oraz do przygotowywania mieszanin oziębiających. Sześciowodny chlorek wapnia z wodą z lodem (3:2) pozwala na osiągnięcie nawet -55 °C, chlorek magnezu (E511) pozwala na osiągnięcie "ledwie" -33 °C. 
E510 Chlorek amonu Sól amoniaku i kwasu solnego, znana pod nazwą salmiak. Jest spulchniaczem (działającym jako źródło azotu dla drożdży) o lekko kwaśnym odczynie, choć na szeroką skalę stosuje się go głównie jako źródło azotu w nawozach sztucznych, elektrolit oraz składnik leków ułatwiających odkrztuszanie (tu działa stymulując produkcję wydzieliny przez komórki nabłonka). 
E511 Chlorek magnezu Stosowany do leczenia niedoborów magnezu oraz jako antydepresant. Jeden ze związków magnezu wciskanych nam w suplementach diety (to te środki, o których mowa w 90% reklam radiowych ;P). Dawki stosowane w przemyśle spożywczym (stabilizacja pH, środek wiążący) są niegroźne, ale nie zdziwcie się kiedy dostaniecie biegunki od zbyt aktywnego "uzupełniania niedoborów magnezu" za pomocą suplementów z chlorkiem magnezu... No ale wtedy wystarczy dokupić lek na nadwrażliwe jelita :P
E512 Chlorek cyny(II) Przeciwutleniacz i stabilizator pH, służący głównie do stabilizacji barwy produktów (zwłaszcza marynowanych warzyw). Według FDA oraz jej odpowiedników w UE oraz Australii ma status GRAS (Generally Recognized As Safe), ale nadmierne spożycie może powodować nudności i bóle głowy.
E513

E514

E515

E516
E517
E518
E519
E520
E521
E522
E523
Kwas siarkowy

Siarczany sodu: (i) siarczan sodu, (ii) wodorosiarczan sodu

Siarczany potasu: (i) siarczan potasu, (ii) wodorosiarczan potasu

Siarczan wapnia
Siarczan amonu
Siarczan magnezu
Siarczan miedzi
Siarczan glinu
Siarczan glinu sodu
Siarczan glinu potasu
Siarczan amonu glinu

Kwas siarkowy i jego sole to składniki dość problematyczne jako grupa i tak można je traktować. E513 (kwas siarkowy), E515b (wodorosiarczan potasu), siarczany amonu (E517), magnezu (E518) oraz glinu (E520) są zakazane w części państw (najsurowsza jest w tej kwestii Australia, ale Unia Europejska nie odstaje zbyt wyraźnie od tamtejszych norm).

Związki te, prócz stabilizacji pH, najczęściej służą do wspomagania jędrności warzyw i owoców konserwowych oraz poprawy właściwości mąki.

Z wymienionych związków najlepszą renomą cieszy się siarczan wapnia - stabilizator, regulator pH, substancja do obróbki mąki poprawiająca jędrność wypieku. Siarczan miedzi też generalnie nie należy do substancji szkodliwych, zwłaszcza, że jest naturalnym składnikiem mięs, warzyw i zbóż. Dyskusyjne może być jednak podawanie jego nadmiaru trzodzie chlewnej w celu przyspieszenia wzrostu.
E524 Wodorotlenek sodu Regulator kwasowości o kiepskiej renomie, alkalizacji środków spożywczych można wszak dokonać związkami łagodniejszymi od ługu sodowego. Główny składnik środków do udrożniania rur może, nawet w niewielkich ilościach, powodować podrażnienia skóry i błon śluzowych. W przemyśle spożywczym stosowany do wspomagania przemysłowego obierania owoców. Użycie zabronione w Australii.
E525 Wodorotlenek potasu Drugi związek z grupy mocnych zasad nieorganicznych. Używany jako środek bielący, pochłaniacz wilgoci i dwutlenku węgla, w procesie resomacji (chemicznego rozpuszczania ciała będącego alternatywą dla kremacji) oraz jako elektrolit w akumulatorach. W przemyśle spożywczym pojawia się w czarnych oliwkach (przyspieszanie przejrzewania), dżemach oraz olejach kokosowych. Zakazany w Australii.
E526 Wodorotlenek wapnia Inaczej wapno gaszone. Używany do bielenia ścian, zmiękczania wody, oczyszczania soku buraczanego w procesie produkcji cukru. Służy także do regulacji pH oraz zwiększenia odporności warzyw na utratę jędrności w procesie zamrażania. W małych ilościach (a w innych w jedzeniu nie występuje) całkowicie bezpieczny (mimo tego, że jest silnie żrącą zasadą).
E527 Woda amoniakalna Wodny roztwór amoniaku stosowany w przemyśle garbarskim, szklarskim, gumowym oraz do regulacji pH w środkach spożywczych. Z racji na toksyczność amoniaku zaleca się unikanie produktów z tym dodatkiem. Zabroniony a Australii.
E528 Wodorotlenek magnezu Bezpieczny, lekko alkaliczny wodorotlenek stosowany w przemyśle cukrowym, jako dodatek stabilizujący pH past do zębów, wyrobów cukierniczych oraz, w połączeniu z wodorotlenkiem glinu, w preparatach przeciw nadkwasocie.
E529 Tlenek wapnia Mimo burzliwego przebiegu uwadniania do wodorotlenku jest całkowicie bezpiecznym środkiem antyzbrylającym oraz regulatorem kwasowości. Wykorzystywany do oczyszczania cukru oraz stabilizacji przetworów mlecznych, słodyczy czy chleba.
E530 Tlenek magnezu Bezpieczny środek przeciwzbrylający i stabilizator pH o lekko alkalicznym odczynie. W medycynie stosowany do leczenia nadkwasoty oraz, w wysokich dawkach, w celu szybkiego przeczyszczenia. Długotrwałe stosowanie wywołuje jednak podrażnienia jelit, stąd jego zastosowanie do długookresowego leczenia zaparć jest niemożliwe.
E535 Żelazocyjanek sodu Czynnik przeciwzbrylający o znikomym stosowaniu, głównie z powodu jego wyrazistego żółtego zabarwienia. Bezpieczny z powodu silnego związania z metalem, jednakże w połączeniu z kwasami wydziela cyjanowodór.W połączeniu z żelazem daje barwnik błękit pruski, znany chociażby z dzieła "Wielka Fala na Kanagawie" autorstwa Katsushika Hokusai (będącego inspiracją przy tworzeniu logo marki odzieżowej Quiksilver).
E536 Żelazocyjanek potasu Substancja przeciwzbrylająca, dodawana np. do soli kuchennej. Mimo uwalniania cyjanowodoru w reakcji ze słabymi kwasami uważana w UE za bezpieczny dodatek.
E537 Żelazocyjanek manganu Substancja przeciwzbrylająca zakazana w Unii Europejskiej i Australii.
E538 Żelazocyjanek wapnia Kolejny środek przeciwzbrylający z grupy żelazocyjanków. Jako dodatek spożywczy zupełnie bezpieczny. Zjedzenie ilości soli kuchennej wystarczającej do zatrucia tym, dodawanym do niej, związkiem przeciwzbrylającym, zaszkodziłoby samo w sobie ;)
E539 Tiosiarczan sodu Związek znany z chemicznych ogrzewaczy dłoni, w których pobudzenie jego krystalizacji poprzez impuls mechaniczny wyzwala zadowalające ilości ciepła.
E540 Difosforan diwapniowy Emulgator oraz stabilizator pH. Nie znajduje się obecnie w bazie dodatków dozwolonych do stosowania na terenie EU, aczkolwiek nie 
E541 Wodorofosforan glinu sodu Używany do spowolnienia procesu spulchniania ciasta w niskich temperaturach oraz jako emulgator w serach topionych. Uważany za bezpieczny, dopuszczony do stosowania na terenie Unii Europejskiej.
E542 Fosforany pozyskiwane z kości Używany do spowolnienia procesu spulchniania ciasta w niskich temperaturach oraz jako emulgator w serach topionych. Uważany za bezpieczny, aczkolwiek nie znajduje się obecnie na liście dodatków dopuszczonych do stosowania na terenie Unii Europejskiej. Jako produkt odzwierzęcy nie może być stosowany przez wegan i wegetarian.
E543
E544
E545
E546
Polifosforan sodu wapnia
Polifosforan wapnia
Polifosforan amonu
Polifosforan magnezu
Polifosforany nie znajdują się obecnie na liście substancji dozwolonych do użytku w żywności na terenie Unii Europejskiej. Poza UE możecie na nie trafić w przetworzonych serach oraz mrożonych ciastach i drobiu jako stabilizatory i spulchniacze. UE prawdopodobnie sugerowała się zakłóceniem pracy enzymów trawiennych przez wyższe stężenia polifosforanów.
E550a
E550b
Krzemian sodu
Metakrzemian sodu
Związki przeciwzbrylające oraz konserwujące przetworzone jajka nie dopuszczone do użytku na terenie UE.
E551
E552
E553a
E553b
E554
E555
E556
E557
E558
E559
Dwutlenek krzemu
Krzemian wapnia
Krzemian magnezu
Talk
Krzemian glinu sodu
Krzemian glinu potasu
Krzemian glinu wapnia
Krzemian cynku
Bentonit
Krzemian glinu (kaolin)
Związki krzemu, oprócz niedopuszczonego do użytku na terenie UE krzemianu cynku, należą do bezpiecznych środków stabilizujących wypieki, składników otoczek oraz środków zapobiegających zbrylaniu suchych produktów spożywczych. Stosowane także w sokach owocowych jako stabilizatory oraz w przemyśle kosmetycznym. 
E570
E571
E572
E573
Kwasy tłuszczowe
Sole amonowe kwasów tłuszczowych
Sole magnezowe kwasów tłuszczowych
Sole glinowe kwasów tłuszczowych
Kwasy tłuszczowy o głównie roślinnym pochodzeniu (aczkolwiek tylko producent może zapewnić, że nie został pozyskany ze zwierząt). Używane w szerokiej gamie środków spożywczych jako emulgatory, środki przeciwzbrylające, nośniki aromatów, środki odpowiadające za plastyczność gumy do żucia. makaronach, miętowych pastylkach do ssania, aromatyzowanych napojach alkoholowych. Mimo zalecanej ostrożności dla wegan i wegetarian nie powodują żadnych działań niepożądanych. Sole kwasów tłuszczowych nie są wyszczególnione w spisie dozwolonych dodatków do żywności w UE.
E574
E575
E576
E577
E578
E579
Kwas glukonowy
Lakton kwasu glukonowego
Glukonian sodu
Glukonian potasu
Glukonian wapnia
Glukonian żelaza(II)
Kwas glukonowy (pochodna glukozy, przez niektórych mylona z kwasem glukuronowym) oraz jego pochodne wykorzystywane są nie tylko w przemyśle spożywczym. Kwas glukonowy hamuje reakcje alergiczne. Sól wapniowa (E578) wchodzi w skład leków uzupełniających niedobory wapnia. Lakton kwasu glukonowego (glukonolakton), powstający z nieco w roztworach wodnych w wysokiej temperaturze, stosowany jest powszechnie do stabilizacji miodu, soku owocowego, lubrykantów czy win. Zarówno kwas, jak i jego pochodne, występują naturalnie i są szybko metabolizowane.
E585 Mleczan żelaza Pochodna kwasu mlekowego. Regulator pH oraz stabilizator koloru produktu. Stosowany także do bezpiecznego wzbogacania produktów spożywczych w żelazo. Stosowany w produktach konserwowych: owocach, warzywach w puszce, niezależnie od zalewy (dodawany zarówno do produktów w zalewie octowej jak i olejowej).
E586 4-Heksylorezorcynol Pochodna rezorcyny odpowiedzialna za utrzymanie wilgotności mrożonych owoców morza (mięczaków oraz skorupiaków). Dodatkowo związek miejscowo znieczulający oraz antyseptyczny i przeciwpasożytniczy. Składnik aktywny kilku preparatów na ból gardła.

wtorek, 10 lutego 2015

Leczenie nasieniaka jądra, relacja z pierwszej ręki

Ryc. 1. Fragment zdjęcia rentgenowskiego klatki piersiowej
wykonanego 10 stycznia 2015.
Nigdy nie myślałem, że na łamach mitojada (nieco zaniedbanego z powodu pracy) napiszę kiedyś o tzw. pakiecie onkologicznym, wprowadzonym niedawno przy akompaniamencie głośnej kampanii reklamowej ilustrowanej przez Henryka Sawkę. Okazało się jednak, że z owego cudnego systemu przyszło mi osobiście "skorzystać"... Do sklecenia tego wpisu zachęciła mnie publikacja Edwina Zasady. Miał nieco więcej szczęścia, ale sam fakt jego wypowiedzi w czasie moich zmagań był impulsem do pisania.

Z racji wykształcenia biotechnologicznego oraz wieloletniego balansowania na granicy medycyny (organizacja wykładów edukacyjnych na temat dawstwa szpiku i współpraca z jednym z polskich rejestrów dawców) pozwolę sobie na dość szczegółowy opis od strony medycznej. Będzie też poniekąd osobisty, ponieważ opisuję historię mojej choroby. Celem tego wpisu jest bowiem zachęcenie Was do wzięcia sprawy w swoje ręce, skoro system stworzony do szybkiej diagnostyki nowotworów nie działa jak w reklamie...

Założenia pakietu onkologicznego w telegraficznym skrócie

Zacznę od opisania jak Ministerstwo Zdrowia wyobraża sobie działanie pakietu mającego przyspieszyć diagnostykę oraz leczenie chorób nowotworowych.
  1. Pacjent podejrzewa, że z jego organizmem dzieje się coś nie tak.
  2. Zgłasza się do lekarza rodzinnego/pierwszego kontaktu/POZ.
  3. Lekarz podejrzewa nowotwór, kieruje pacjenta do specjalisty.
  4. Specjalista diagnozuje nowotwór, zleca dodatkowe badania, określa stopień jego zaawansowania.
  5. Wyniki badań są dyskutowane na konsylium lekarskim złożonym ze specjalistów, określany jest plan leczenia.
Korzyścią z wprowadzenia pakietu miała być przede wszystkim szybsza droga od podejrzenia do startu leczenia nowotworu (docelowo, w 2017 roku, mamy zejść do 7 tygodni, obecnie ramy czasowe całości mają wynosić 9). Na pakiecie korzystają także lekarze pierwszego kontaktu, którzy za trafne podejrzenia nowotworu uzyskują gratyfikację finansową. Zyskiwać miały także oddziały leczące pacjentów onkologicznych, ale jak mówił mi w czasie pobytu w szpitalu przy Mirowskiej 15 w Częstochowie ordynator oddziału urologicznego, 
NFZ zwyczajnie zabrał część finansowania z puli ogólnej i uwarunkował zwrot poniesionych przez szpital kosztów od posiadania przez pacjenta "zielonej karty".

Działanie pakietu onkologicznego w praktyce

  • 9 stycznia 2015, piątek
Po powrocie z pracy zaczęło mnie delikatnie pobolewać prawe jądro. Znałem już ten ból, spowodowany był częściowym skrętem powrózka nasiennego (zainteresowanych odsyłam po więcej informacji tu). Podobny skręt, aczkolwiek z bólem o bardzo dużym nasileniu, zdarzył mi się już ponad rok temu oraz jeszcze kilka lat wcześniej. Poprzednimi razy byłem w stanie sam odkręcić wszystko do pozycji wyjściowej i przywrócić prawidłowe krążenie w jądrze (z reguły po kilku godzinach takiego stanu nie ma już co ratować). Ostatnim razem wybrałem się nawet do szpitala, żeby lekarz za pomocą badania USG potwierdził prawidłowy przepływ krwi przez nasieniowód. Ponieważ nie byłem pewien, czy i tym razem udało się poprawnie odkręcić jądro, poszukałem w mieście, do którego niedawno się wprowadziłem, prywatnego gabinetu urologicznego. Lekarz, którego nie wymienię dla jego dobra, wykonał badanie po czym powiedział:
Nie wezmę od Pana nic za wizytę. Uznam ją za niebyłą. Proszę pojechać do szpitala na ostry dyżur urologiczny i powiedzieć o objawach. To może być częściowy skręt, ale lepiej, żeby ktoś się temu jeszcze przyjrzał. Lepiej, żeby nie przechodził Pan całej ścieżki od początku.
Po dojechaniu na ostry dyżur w Miejskim Szpitalu Zespolonym przy ul. Mirowskiej opisałem wszystko pielęgniarce z SOR oraz wezwanemu z urologii lekarzowi dyżurnemu. Obraz z ultrasonografu był dla lekarza jednoznaczny - podejrzenie nowotworu jądra. Przyjął mnie na oddział. Po przyjęciu pobrano mi krew do badań morfologicznych oraz w celu oznaczenia poziomów markerów nowotworowych. Na decyzję o usunięciu jądra (w przypadku nowotworów jądra biopsja jest niebezpieczniejsza niż usunięcie całości od razu) musiałem czekać do poniedziałku, wyniki badań krwi lekarze dostali dopiero po zabiegu (ponieważ dopiero w poniedziałek próbki wysłano do laboratorium).
  • 10-11 stycznia 2015, sobota-niedziela
Niemalże bezproduktywny weekend w szpitalu. W sobotę zlecono wykonanie mi zdjęcia RTG klatki piersiowej, które widzicie u góry wpisu. Ponieważ większość nowotworów jądra jest złośliwa i daje przerzuty do węzłów chłonnych, kręgosłupa oraz płuc, to dość standardowa procedura. Kosztowniejsze, ale o niebo dokładniejsze badanie za pomocą tomografii komputerowej nie zostało mi wykonane. Aby uspokoić nerwy, zdecydowałem się na oznaczenie jednego z markerów samodzielnieβ-hCG, czyli gonadotropinę kosmówkową, wytwarza bowiem, prócz komórek nowotworów zarodkowych jądra, zarodek i łożysko w czasie ciąży. Test ciążowy za parę złotych wypadł negatywnie, co mnie nieco uspokoiło. Na wyniki oznaczenia AFP oraz LDH (dwóch pozostałych markerów pozwalających określić stopień rozwoju nowotworów jądra i rozpoznać jego typ) oraz nieco bardziej wystandaryzowane oznaczenie beta-hCG, musiałem nieco poczekać.
  • 12 stycznia 2015, poniedziałek (3 dni od podejrzenia, dzień zabiegu)
W poniedziałek wykonano mi zabieg usunięcia jądra prawego w znieczuleniu zewnątrzoponowym (więcej o tej metodzie znieczulania). Przez cały zabieg byłem przytomny, a odbicie w obudowie lampy zabiegowej umożliwiało mi obserwację przebiegu operacji. Z racji na nieznany stopień rozwoju nowotworu i relatywnie duży guz na obrazie z USG cięcia dokonano w pachwinie, usuwając jądro wraz z najądrzem i powrózkiem nasiennym przez kanał pachwinowy. Jądro zostało wysłane na badania histopatologiczne. Miejsce cięcia (około 10 cm na skórze pachwiny oraz szwy rozpuszczalne powłok wewnętrznych) pierwszego dnia nie pozwalało na jakąkolwiek zmianę pozycji. Przez kolejny tydzień odchrząknięcie lub śmiech należały do dość nieprzyjemnych przeżyć.

  • 14 stycznia 2015, środa (5 dni od podejrzenia, 2 dni po zabiegu)

Wypis ze szpitala nastąpił w dwa dni po zabiegu. Otrzymałem:
  • wypis ze szpitala,
  • druk ZUS ZLA ("L4") na czas rekonwalescencji, zalecono mi ograniczenie jakiegokolwiek większego wysiłku fizycznego do końca miesiąca,
  • kopię wyników oznaczenia poziomu markerów nowotworowych (którą dostałem "za uśmiech" od pielęgniarki, bo w normalnej dokumentacji tych wyników nie mogłem dostać),
  • skierowanie na zdjęcie szwów i dalsze leczenie do poradni urologicznej (?!).
Wynik oznaczenia markerów nowotworowych:
  • LDH: 213 U/l (norma do 248)
  • AFP: 1,69 IU/ml (norma do 5,8)
  • beta-HCG: poniżej 1 (norma do 2,00)
I tu zaczynają się komplikacje... Po pierwsze, szpital nie wystawił mi "zielonej karty", mimo, że powinien. Po drugie, skierowano mnie do poradni urologicznej, co na obecnym etapie (podejrzenie guza jądra potwierdzone wizualnie w czasie operacji) nie miało najmniejszego sensu. Ponieważ 10 dni później miałem pojawić się u urologa, zdecydowałem się poszukać prywatnej praktyki ordynatora oddziału.
  • 22 stycznia 2015, czwartek (13 dni od podejrzenia, 10 dni po zabiegu)
Tuż przed wizytą zadzwoniłem na oddział zapytać o wyniki badania histopatologicznego. Jak się okazało, wyniki czekały na oddziale od 20 stycznia, ale nikt nie był łaskaw powiadomić mnie o możliwości ich odebrania. 
Wynik histopatologii: seminoma (nasieniak), guz 25/20 mm, brak zatorów naczyniowych, brak naciekania, brak zatorów naczyniowych. Generalnie dobrze, nasieniaki należą do najlepiej wyleczalnych, zwłaszcza w tym stadium rozwoju.

W czasie wizyty lekarz usunął szwy i oznajmił mi rzecz następującą:
Tu moja rola się kończy. Proszę się zgłosić do lekarza pierwszego kontaktu, muszą Panu wystawić tzw. "zieloną kartę", która przyspieszy Pańskie dalsze leczenie, no i diagnostykę. Musi Pan zrobić sobie gdzieś tomografię... No ale to już nie moja rola... Proszę jeszcze odebrać wyniki RTG klatki piersiowej na płycie CD w szpitalu.
Jeszcze tego samego dnia udałem się do mojego świeżo wybranego lekarza rodzinnego w Częstochowie. Już przed wizytą zostałem ostrzeżony przez znajomych lekarzy, że urolog wprowadził mnie w błąd... Lekarz rodzinna potwierdziła moje obawy. Ordynator oddziału urologicznego spławił mnie bez wystawiania Karty Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego, którą po diagnozie nowotworu ma obowiązek wystawić szpital/specjalista. 
  • 23 stycznia 2015, piątek (14 dni od podejrzenia, 11 dni od zabiegu)
Z samego rana pojawiłem się w szpitalu, by odebrać to, co mi się należy. Z płytą z pracowni obrazowania nie było żadnego problemu. Przy okazji dowiedziałem się że przerzutów do płuc nie widać. 

Pielęgniarka z sekretariatu medycznego Oddziału Urologii na pytanie o kartę odpowiedziała, że szpital ich nie wystawia, a ja mam się zgłosić do ordynatora. Po wejściu do gabinetu lekarskiego zastałem jednego z lekarzy, zapytałem więc o ordynatora. Wychylił się zza regału z telefonem przy uchu i na pytanie o "zieloną kartę" oznajmił, że właśnie rozmawia z dyrekcją w mojej sprawie. Po kilku minutach wyszedł do mnie na korytarz, Powiedział, że właśnie dziś dostali nowe wytyczne z Ministerstwa Zdrowia i jednak chyba mogą wystawić mi "zieloną kartę". Odparłem, że bez dokumentu nie opuszczę oddziału. 30 minut później do gabinetu lekarskiego przyszedł ktoś z dyrekcji oraz dwóch informatyków. Ordynator poprosił o mój wypis, po kolejnych 30 minutach otrzymałem coś, co w opinii zgromadzonych miało być Kartą Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego". Zdaje się jednak, że rolą dokumentu było tylko umożliwienie szpitalowi odzyskania pieniędzy z mojego leczenia. Przejdźmy jednak o samej "karty".

Karta Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego z Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie do wzorów tego typu dokumentów nie należy. O większości błędów dowiedziałem się dopiero w czasie prób kontynuacji leczenia w poradni onkologicznej w Toruniu (to tu spędziłem większość dorosłego życia i to do tutejszej służby zdrowia miałem największe zaufanie). Wcześniej nie zwróciłem uwagi na błędy, chory ma zwykle ważniejsze rzeczy na głowie.
  • prawidłowa karta zawiera 8 numerowanych stron, moja zawierała dwie: 1 (z danymi osobowymi pacjenta) oraz 5 (leczenie szpitalne oraz rozpoznanie).
  • w polu A6 brak pieczęci lekarza wydającego kartę
  • w sekcji EB.2. nie zaznaczono wykonanych w szpitalu:
    • badań krwi
    • badań moczu
    • markerów nowotworowych
    • badania USG
    • badania RTG (mimo obecności pól dla wszystkich wymienionych)
  • początkowo proszono mnie o wpisanie daty wstecznej w rubryce AD (potwierdzenie otrzymania karty przez pacjenta), jednak system generuje datę sporządzenia dokumentu automatycznie, w związku z czym wpisałem datę faktycznego otrzymania karty
  • w sekcji EC (rozpoznanie w ramach leczenia szpitalnego):
    • nie wpisano nic w pole EE5 (rozpoznanie histopatologiczne), mimo otrzymanego wyniku,
    • wpisano wsteczną datę zgłoszenia nowotworu do Krajowego Rejestru Nowotworów (20 stycznia 2015), nie wiem jednak czy to zgłoszenie miało miejsce,
  • najważniejszy, kardynalny błąd, który mógł się przyczynić do nieważności karty polegał na wpisaniu całkowicie błędnego kodu pocztowego mojej miejscowości: 67-854 Kleczew (jak się okazało, ten sam błędny kod kreskowy widnieje na wypisie, na druku ZUS ZLA wszystko jest w porządku, kod to 62-540).
Z takim pakietem dokumentów udałem się do Wojewódzkiej Poradni Onkologicznej przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Toruniu. Całe szczęście tam sprawy nabrały prawidłowego obrotu. Wszystko dlatego, że lekarze tam pracujący okazali się być ludźmi (a mogli mnie odesłać, bo nie figuruję w systemie a numer mojej karty nie działa). W olbrzymim skrócie: 27 stycznia dostałem skierowanie na badanie TK w trybie pilnym, przeszedłem je 5 lutego. Jutro (11 lutego, po miesiącu po przyjęciu na oddział urologiczny z podejrzeniem nowotworu jądra) powinienem zacząć kurs uzupełniającej leczenie chemioterapii karboplatyną (początkowo pani z rejestracji mylnie informowała mnie o terapii BEP). Stosuje się ją właściwie standardowo, niezależnie od wyniku tomografii komputerowej i braku naciekania w preparacie histopatologicznym. Na decyzję o ewentualnej chemioterapii muszę jednak jeszcze trochę poczekać, sprawę musi przedyskutować kilku specjalistów. Potem pozostanie regularne powtarzanie TK oraz oznaczenia poziomu markerów nowotworowych przez 5-10 lat. Trzymajcie kciuki. I najważniejsze...

Badajcie się regularnie. Jakiekolwiek zgrubienia czy twarde elementy jądra, których nie wyczuwaliście wcześniej, zgłaszajcie lekarzowi. Pamiętajcie, że nowotwory jądra potrafią dojść do stadium przerzutowania w ciągu kilkunastu tygodni. Decyzję o miejscu zgłoszenia się (zwłaszcza w czasie, w którym część szpitali zrywa umowy z NFZ na stosowanie pakietu onkologicznego) pozostawiam jednak Wam.

UPDATE:
Chemioterapia nie była konieczna, wystarczy obserwacja. Co 3 miesiące USG brzucha i zbadanie poziomu markerów, co pół roku TK miednicy. Dzięki publikacji na wykopie i prywatnym rozmowom "wysłałem" do lekarza na kontrolę kilku panów. Jeden z nich, z którym czasem piszę, jest już po zabiegu usunięcia jądra, całe szczęście jemu też zdarzył się dość łagodny typ, usunięty zresztą przed śladami naciekania. To chyba mój największy sukces ;)

UPDATE 2017 (trochę się nazbierało):
  • wrzesień 2015
Na pół roku po usunięciu jądra z nasieniakiem, przed kontrolnym tomografem lekko pobolewały mnie plecy ("korzonki"). Kiedy powiedziałem lekarzowi, że "obawiam się o ew. zaburzenia wyniku, bo chyba byłem przeziębiony i bolały mnie plecy gdzieś między nerkami a kręgosłupem", stwierdził (a prof. Paweł Wiechno należy do najbardziej doświadczonych w tej materii lekarzy w Polsce) że nawet przed spojrzeniem na wynik wie, że czeka mnie uzupełniająca chemioterapia... Oczywiście wynik TK ("najpewniej powiększony węzeł chłonny ze zmianami wstecznymi" oczywiście mi też zapalił lampkę) potwierdził przypuszczenia lekarza, w węźle chłonnym zaotrzewnowym pojawił się typowy dla nasieniaków przerzut (całe szczęście złapany szybko, zmiana ok. 13x17 mm).

Oczywiście każdy w takiej chwili siłą rzeczy zaczyna rozpatrywać czarne scenariusze z długim i bezcelowym leczeniem włącznie. Całe szczęście wiedziałem z dobrych, naukowych źródeł, jak to leczenie przebiega i jakie daje rezultaty (generalnie dobrze ponad 90% pełnych wyleczeń przy przerzutach do węzłów chłonnych) [po polsku][po angielsku].

Przede mną, od września do listopada 2015, trzy cykle chemioterapii w schemacie BEP.

  • wrzesień-listopad 2015
W tym miejscu niskie ukłony należą się dr Wojciechowi Michalskiemu z COI. Po pierwsze, wiedział jak zacząć dyskusję z pacjentem, który podpisuje zgodę na terapię zaraz pod sekcją "możliwe skutki uboczne" kończącą się słowem "śmierć". Po drugie, kiedy powiedziałem na ile orientuję się w temacie i na ile moje wykształcenie ociera się o medycynę, porozmawialiśmy sobie o mechanizmie działania poszczególnych cytostatyków i detalach stricte medycznych. Zagłębienie się w temat uspokoiło mnie jeszcze bardziej. A, jak miało się okazać, nastawienie do leczenia systemowego i stan psychiczny pacjenta w czasie terapii naprawdę poważnie wpływa na jej znoszenie...

Chemioterapia w schemacie BEP opiera się na trzech związkach cytostatycznych, czyli hamujących podziały komórkowe. Ponieważ komórki nowotworowe dzielą się bez opamiętania, utrudnienie tego procesu jest naukowo udowodnioną drogą do pozbycia się nowotworu. Oczywiście wiele innych komórek organizmu także często się dzieli, a celowanie terapią (np. przez uwalnianie cytostatyku tylko w pobliżu guza z pomocą przeciwciał) jest na razie pieśnią przyszłości, więc skutki uboczne wynikają głównie z zaburzenia podziałów także tam, gdzie odbywają się u zdrowego człowieka. Stąd utrata włosów, podrażnienie układu pokarmowego, zaburzenia funkcji skóry, zaburzenia funkcji krwiotwórczych szpiku.

Dobra, a czym jest ten cały BEP?

Terapia BEP jest pierwszą linią obrony (ataku) w nasieniakach. Często stosuje się, jak pisałem wyżej, jeden cykl BEP profilaktycznie po usunięciu jądra. Jeden cykl BEP to 3 tygodnie, w tym jeden na regenerację organizmu. Pierwsze kilka dni każdego cyklu (3 dni podawania leków i 2-3 dni obserwacji) spędza się w szpitalu, w kolejnych tygodniach przyjeżdża się na oddział dzienny raz na 7 dni. W skład terapii podawanej w formie kroplówek wchodzi:
  • Bleomycyna - "standardowy" antybiotyk, który w dużych dawkach okazał się wzmacniać efekty terapii antynowotworowych. Podawany jest co tydzień, w dniu 1,8,15 każdego cyklu. Wiąże się z najmniejszymi powikłaniami, jedyne co może się pojawić to objawy podobne do grypy (gorączkowanie, bóle głowy).
  • Etopozyd - półsyntetyczna pochodna substancji występującej naturalnie w jałowcu. Podobnie jak w przypadku oryginału nie wiadomo do końca na czym polega mechanizm działania na poziomie molekularnym, ale hamuje podziały komórek. Substancję naturalną od której pochodzi stosuje się od lat jako lek na brodawki weneryczne (smarowanie miejscowo, także przez zaburzenie podziałów komórek, "zasusza" brodawki). W leczeniu onkologicznym powoduje/może powodować następujące skutki uboczne: łysienie, nudności i wymioty, czasowe zatrzymanie działania szpiku, skurcze oskrzeli i, niezwykle rzadko i przy długim leczeniu, wtórne białaczki. Podawany, w moim przypadku, przez pierwsze 3 dni każdego cyklu.
  • cisplatyna - ze względu na swoją budowę i reaktywność tworzy wiązania krzyżowe w DNA (w każdej fazie podziału komórki), indukuje także apoptozę (proces "samobójstwa" komórki). Jest najskuteczniejsza ze wszystkich trzech składników schematu BEP, więc daje najsilniejsze skutki uboczne. Pojawiają się nawet silne nudności i wymioty, które mogą się utrzymywać nawet do dwóch tygodni po ostatnim podaniu leku (skrajny przypadek), neuropatie (bóle, przykurcze itp.), uszkodzenie słuchu, obniżenie parametrów morfologii krwi.Podawana, w moim przypadku, przez pierwsze 3 dni każdego cyklu (cisplatyna i etopozyd podawane są czasem do 5 dni/cykl).
  • po zakończeniu podawania każdej dawki leków (zarówno pełnego zestawu, jak i bleomycyny w trybie dziennym) dostaje się dożylnie spory "strzał" furosemidu - leku moczopędnego, żeby szybko pozbyć się chemii z organizmu kiedy już prawdopodobnie "zrobiła swoje". Biorąc pod uwagę to, że pełen zestaw podawany w dniach 1-3 to w sumie ze startowym nawodnieniem solą fizjologiczną, ok. 3-4 litrów płynów, po podaniu furosemidu parcie na pęcherz jest niesamowite. Właściwie minutę po podaniu (mimo oddania moczu 2-3 razy w ciągu paru godzin kroplówek), można/trzeba iść do toalety i można bez przeszkód sikać parę minut. Właściwie nie opłaca się sikać na stojąco, bo po opróżnieniu pęcherz jest znów pełen za minutę-dwie. W ciągu godziny szedłem do WC jeszcze z 5-6 razy.
Skutki uboczne u mnie?
Całe szczęście podawany z BEP silny lek przeciwwymiotny zadziałał i nie targały mną torsje, więc objawy u mnie ograniczyły się do:
  • naprzemiennych zaparć i biegunki przez parę dni pierwszego cyklu
  • utraty włosów
  • metalicznego posmaku w ustach przez pierwszy tydzień każdego cyklu, metalicznego zapachu wody po kąpieli
  • prawie zupełny brak wrażeń przy jedzeniu (zwłaszcza na początku cyklu wszystko było bezsmakową papką); lekarz radził jeść delikatnie z uwagi na nudności, ale jednego dnia kebab na ostrym a innego pizza były czymś nieziemsko dobrym, oczywiście poza tym dostarczyły całkiem sporo substancji odżywczych potrzebnych do powrotu do formy
  • dermografia - skóra jest przez pewien czas tak wrażliwa, że wystarczy podrapać się po ramieniu żeby zrobić sobie dożywotny tatuaż w kolorze beżowym. Posiadam na obu ramionach.
  • spadku odporności na krótką metę
    • po drugim cyklu złapałem zakażenie bakterią, która normalnie siedzi sobie uśpiona w jelicie i "je kupę", a infekuje gospodarza oportunistycznie, czyli kiedy nadarzy się okazja bo organizm jest osłabiony). Oczywiście takie zakażenia są bardzo groźne i mogą skończyć się sepsą, więc gorączka powyżej 1 dnia oznacza powrót do szpitala i włączenie antybiotyków dożylnie w dużej dawce (najpierw, do oznaczenia bakterii, najlepszy znany o szerokim spektrum działania, po oznaczeniu bakterii w laboratorium antybiotyk celowany)
  • uaktywnienia wirusa półpaśca (którego wielu z nas nosi w formie uśpionej do czasu spadku odporności lub pojawienia się innych, nieznanych bodźców)
  • potencjalna niepłodność przez rok-dwa (nie testowałem, ale prewencyjnie zamroziłem co nieco ;)) 

Koszty, czyli dlaczego jestem beneficjentem systemu ochrony zdrowia i płacę składkę zdrowotną dla przedsiębiorców bez bólu czterech liter.

Poza oczywistymi kosztami dojazdów, pobytów rodziny, preparatów odżywczych (takie jogurty.zip z toną białka, tłuszczu i cukru w małym opakowaniu) leczenie nowotworów w Polsce (zgodnie ze światowymi standardami) jest w pełni refundowane. Całe szczęście, bo podejrzałem raz u pielęgniarek cenę na etykiecie samego leku przeciwwymiotnego i wyszło mi, że kosztuje kilkanaście tysięcy złotych za cykl. Także dlatego zawsze mam wzmożoną czujność kiedy ktoś zbiera online środki na leczenie nowotworu. Bo, wykluczając eksperymentalne medyczne terapie trudnych przypadków zagranicą (np. wspomniane terapie oparte o przeciwciała), zauważyłem sporo zbiórek de facto na (pozbawione sensu z medycznego punktu widzenia) altmedowe kuracje wlewami z witaminy C, cyjanowodorem z pestek moreli czy innymi "magicznymi" "lekami".

EPILOG
W dwa lata po zakończeniu chemioterapii i serii bardzo dobrych wyników (zero śladu w badaniach obrazowych i poziomach markerów - są niskie jak nigdy), uznaję walkę za zakończoną. Oczywiście nie oznacza to zaniechania kontroli, bo co pół roku (później co rok) trzeba się kontrolować przez min. 5 lat. A później też nie zaszkodzi.

Czytaj więcej: